- Nie bądź taka agresywna darling. - ten głos budził w Marice najgorsze odczucia.
- Po co do mnie dzwonisz? - zapytała już spokojniejsza. Ale sobie wybrała moment. Przeszło jej przez myśl. - Czego ode mnie chcesz i skąd masz mój numer?
- Ojj, nie tyle pytań na raz. Po pierwsze..
- Oh, tak zapomniałam. Dla takiej idiotki to za dużo. - przerwała jej. - Mów czego chcesz, bo nie mam na ciebie czasu. - wypowiedziała z pogardą oglądając swoje niebieskie paznokcie.
- Tak? To ciekawe jakie masz ciekawsze zajęcia. - roześmiała się. W Marice coś buzowało, miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. - Masz odpierdolić się od Jorge. Rozumiesz? Nie podpieprzaj się do niego, on kocha mnie, pogódź się z tym. Pożałujesz, jeśli mnie nie posłuchasz.
- Hahaha, nie mogę. Steph, proszę cię. Tak się martwisz o to, że zostawi cię dla mnie, że dzwonisz do mnie z pogróżkami? Jesteś żałosna.
- Phi. Raczej ty frajerko. Odwal się od mojego NARZECZONEGO! - pisnęła z naciskiem na ostatnie słowo.
- To on ciągle do mnie wydzwania.
- Myślisz, że mnie oszukasz? Nie skarbie, ja nie jestem taka tępa.. Nie rozdzielisz nas nigdy w życiu, mnie, Jorge i naszego dziecka. No tak kochanie, jestem w ciąży. A ty...
Marika nie miała ochoty słuchać dalej Stephie i szybko się rozłączyła. Podeszła do sotolika obok którego leżała Laura i odłożyła na niego telefon. Blondynka spojrzała na opaloną dziewczynę spod okularów.
- Słyszałam, Stephie... Czego ta suka od ciebie chciała? - zapytała po czym włożyła do ust kolejną porcję limonkowych lodów.
- Zakładam, że chciała mnie wkurzyć. Musiała wspomnieć o tym, że Jorge jest jej narzeczonym i będzie miała z nim dziecko. Chciała bym się od niego odwaliła. - westchnęła kładąc się na leżak. Ciepłe dłonie Laury powędrowały na ręce Mariki. Były niczym kojąca maść na oparzenie. - Nienawidzę jej.
- Ja też. - nagle Laura poderwała się do góry. - A może specjalnie nie odpuszczaj i odbij jej Jorge. - spojrzała na brunetkę z charakterystycznym błyskiem w oku, gdy miała jakiś chytry plan.
- Laura.. Nie chcę bawić się uczuciami. Tym bardziej, że ja go naprawdę kocham. - spuściła głowę w dół.
- Czym ty się przejmujesz? Jeśli naprawdę go kochasz, to tym bardziej powinnaś o niego walczyć.
- Nie. - Rzuciła w stronę przyjaciółki wstając. Zaczęła oddalać się w stronę domu.
- Jeśli nie ty, to ja zrobię to za ciebie. - powiedziała cicho, wodząc wzrokiem za brunetką. Gdy znikła z jej oczu, szybkim ruchem sięgnęła po telefon Mariki leżący na stoliku, odblokowała go i weszła w kontakty, wybrała numer do szatyna i z pełną pewnością nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Hhalo. - odezwał się niepewnie głos w słuchawce, jakby nie wierzył w to, kto do niego dzwoni.
- Cześć. Musisz tu przyjechać.
- To znowu ty Laura?
- Tak, Przyjedź jak najszybciej.
- Coś się stało Marice, powiedz skąd ten pośpiech.
- Po prostu przyjedź. - po tych słowach szybko się rozłączyła i odłożyła telefon na swoje miejsce. Dumna z siebie oparła się o leżak i z powrotem nasunęła okulary na nos.
Nocne niebo przykryło cały świat. Jasny księżyc oświetlał delikatnie sylwetki wolno poruszających się osób. Cztery nogi gładko stąpały po nocnych alejkach miasta. Cisza panująca wokół zagłuszała hałas i zgiełk miasta. Miliardy gwiazd niewidocznych przez światła LA, mrugały pogodnie do snujących się postaci. Milczenie łagodnie szeptało im do uszu, przenikało wnętrze gładząc niezaspokojone serca. Szept ciszy powlekał ciała niemogące wydać z siebie żadnego dźwięku. Mimo walki, nikt nie mógł się przemóc. Aż w końcu..
- Jesteś szczęśliwa? - Zapytał Jorge spoglądając na zamyśloną Marikę.
- Nie bardzo. - Ich spojrzenia spotkały się. Nagle brunetkę otoczyło niespodziewane ciepło.
- Co czujesz? - zapytał jakby zahipnotyzowany urodą dziewczyny idącej obok niego.
- Nie rozumiem twoich pytań. Do czego dążysz? - zapytała lekko unosząc brew. Po chwili dodała. - Teraz nie czuję pustki. A ty?
- Miłość jest tym, co czuję.
Twarz brunetki spowił czerwony rumieniec. Westchnęła cicho. Dłoń chłopaka zatrzymała dziewczynę. Marika obróciła się w stronę chłopaka i spojrzała na niego niepewnie.
- Mam już tego dosyć. - powiedział patrząc jej głęboko w oczy.
- Nie rozumiem.
- Marika. - złapał ją za ręce. - Nie widzisz tego? Nie czujesz? - dziewczyna spuściła wzrok.
- Czuję. Ale moje oczy przysłaniają złe wspomnienia, przez to mogę niedokładnie widzieć.
- Kocham Cię.
Usta dziewczyny lekko rozchyliły się a oczy wytrzeszczyły.
- Co? - zapytała z lekkością, wypuszczając powietrze z ust.
Chłopak zbliżył się do dziewczyny, ich usta co raz bardziej się do siebie zbliżały. Jednak Marika odepchnęła chłopaka. Przygryzła wargę patrząc na niego.
- Nie mogę. Ty masz Stephie, nie mogę was rozdzielić.
- Ale zrozumiałem, że już jej nie kocham.
- Nadal z nią jesteś?
- Tak. - powiedział spuszczając wzrok. - dziewczyna popatrzyła na niego i odeszła.
Mijały tygodnie. Głuche tygodnie. Dźwięk telefonu dzwoniącego do Mariki od Jorge, co raz bardziej zanikał. Z dnia na dzień, odrzucała co raz mniej połączeń od szatyna. Z każdym dniem tęskniła co raz mocniej. I z każdym dniem co raz bardziej przyzwyczajała się do samotności. Były momenty, w których rozdzierał ją smutek i gdyby mógł, rozdarłby jej drobne ciało, by się z niego wydostać, ale nie mógł. I były momenty, w których nie czuła nic. Albo to co czuła było tak jej nieznajome, że nie potrafiła go określić. Tak długo już go nie widziała i tak długo już go nie słyszała, a nadal dokładnie pamiętała jego wygląd, nadal w jej umyśle tkwił jego głos. Właśnie teraz pragnęła użyć korektora w sowim życiu, by zakryć nim całe cierpienie, samotność, ból. I właśnie to zakrywała. Ale nawet korektor zostawiał ślady.
- Nie możesz tak odcinać się od świata. - Laura weszła na duży balkon, gdzie Marika leżała wśród poduszek i chusteczek. Brunetka spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem.
- Mam dość.
- Życie ci mija. Musisz mimo wszystko cieszyć się każdym dniem, z Jorge czy bez. Naucz się tego, że szczęście zależne jest od ciebie, a nie od kogokolwiek innego.
- I co mam zrobić?
- Wyjdź gdzieś. Zabaw się. Poszalej. Zapomnij. Chcesz to mogę iść z tobą.
- Nie wiem. Może faktycznie pójdę się przejść. Sama.
- Sama? Marika proszę cię.
- Tak. - powiedziała wstając. - Nie martw się, nic sobie nie zrobię. - rzekła widząc zmartwione oczy Laury.
Gdy wyszła z domu jej twarz przeszył orzeźwiający wietrzyk. Słońce lekko oświetliło jej sylwetkę, a promienie uderzyły do jej głowy, jakby chciały zachęcić ją do życia. Ruszyła przed siebie, nie wiedziała gdzie. Szła tam gdzie prowadziły ją nogi. Nie zważając na to, że nie zna tych ulic, szła, pogłębiała się w nie co raz bardziej. Błąkała się między zaułkami miasta. Próbowała oderwać się od rzeczywistości, nie myśleć. Zamknęła oczy i przyśpieszyła kroku. Nagle czuła jak ląduje na podłożu. Otworzyła oczy, przymrużając je lekko przyglądała się chłopakowi leżącemu obok niej.
- Przepraszam. - westchnął wstając. Po czym podał rękę otumanionej Marice. - To ty? - uśmiechnął się do dziewczyny. - Marika?
- Luke? - powiedziała chwytając rękę chłopaka, po czym wstała. Poprawiła luźną bluzkę w kolorze jasnego różu. - Cześć. - uśmiechnęła się ciepło do chłopaka.
- Myślałem, że już cię nigdy nie spotkam. - powiedział lekko speszony. - Śpieszysz się, czy może masz czas?
- Mam czas. - stwierdziła szczerząc zęby.
- Może dałabyś si zaprosić na kawę? - zapytał zabawnie ruszając brwiami.
- Z tobą, zawsze. - roześmiała się.
- Świetnie mi się z tobą rozmawia. - Luke podrapał się po głowie. - Tym razem nie przegapię takiej okazji, musisz mi dać swój numer, nie chcę stracić z tobą kontaktu.
- A może ja niekoniecznie chcę zachować kontakt z tobą. - roześmiała się Marika.
- Pff. Okej, zapamiętam to sobie. - chłopak udał, że się focha.
- No trudno. - stwierdziła upijając karmelowe frappuccino. Dziewczyna sięgnęła po telefon chłopaka, w kontaktach wpisała swój numer. - Proszę. - powiedziała odkładając komórkę. - Jeśli zechcesz, napisz. - rzuciła puszczając mu oczko.
- Coś czuję, że nie zechcę. - zaśmiał się. - Idziemy już? - zapytał spoglądając na zegarek spoczywający na jego lewej ręce.
- Tak.
- Może odprowadzę cię do domu? - zapytał, gdy wyszli z kawiarni.
- A chciałbyś? - zapytała uwodzicielsko.
- Oczywiście.
- No więc zgadzam się. Po za tym, to dobrze, bo zupełnie nie znam tej okolicy. - stwierdziła ze śmiechem w głosie.
- No więc jesteśmy. - powiedziała Marika stając przy budynku. - Oto mój dom. Tadam! Może wejdziesz?
- Chętnie, ale nie bardzo mam czas. - podrapał się z tyłu głowy. - Przepraszam innym razem, okej?
- Okej, spoko. To czekam na ciebie.
- Pa, do zobaczenia piękna. - pocałował ją w policzek i odszedł.
- Do zobaczenia! - krzyknęła za nim dziewczyna.
Wyjęła z kieszeni spodenek klucze, którymi chciała otworzyć drzwi, ale uniemożliwiło jej to mocne odepchnięcie. Marka ze zdezorientowaniem spojrzała na osobę stojącą obok.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?!
_____________________________________
Buuuuuuuuuuuu. Ale beznadziejny rozdział! ;o
Nie wiem po co go dodaję, matko co ja robię.
No doba, następnym razem postaram się napisać coś lepszego o ile to możliwe. :p
Jednak na razie pocieszcie się tym gównem, haha :D
Chyba jednak źle zrobiła mi ta przerwa, z małej ilości czytelników, liczba spadła jeszcze niżej . (czy to zdanie wgl ma sens? XD) no ale cóż... już tego nie odwrócę.
ale pieprze, nie umiem tu nic sensownego napisać haha, cóż to mi się dzieje hahaha
no dobra, tyle, to i tak bez sensu xp
A tymczasem trzymajcie się miśki ciepło! :* :*
huuuug Wam wszystkim!
Cudowny.Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńJak to nic sensownego ?! :-o rozdział jest genialny :D tyle się dzieje. Uuu... Nowy chłopak się pojawia . Jorge walcz o nią puki możesz !!! Rzuć Stephie , nie kochasz jej ! ;) ok już ogar. No , ale serio super rozdział i wcale nie jest nudny ;) pożycz choć odrobinę talentu <3 proszee. Czekam na next <3 koffam
OdpowiedzUsuńMegi ^_~
Omg to jest wspaniałe pożycz mi trochę swojego talętu.
OdpowiedzUsuń★KasiA★